czwartek, 11 sierpnia 2016

5 powodów dlaczego warto jeść zupy



1.    Sycą
2.    Dostarczają składników odżywczych
3.    Znakomicie rozgrzewają
4.    To doskonały sposób na jedzenie warzyw
5.    Są łatwe w przygotowaniu

Zdjęcie powyżej przedstawia moją zupę pomidorową, której przepis podałam Ci kilka wpisów wcześniej. Przepis poniżej będzie dotyczył innej zupy, której finalnie zdjęcia nie zdążyłam wykonać, ponieważ została pożarta :)

2/100
Zupa na pieczonych korzeniach

Kontynuując mój plan podania Ci 100 sprawdzonych przepisów na sukces na stole dziś pora na przepis drugi. Wegetariański rosół z pieczonymi korzeniami. 
Ta zupa już po pierwszym podaniu stała się hitem w moim domu! 
Niezwykle aromatyczna! 
Przepis poniżej.

Nasza świadomość zdrowia, zdobywana cały czas wiedza, czytane książki – wszystko to, wpływa na kierunek naszego odżywiania. 
Oj zmienia się!
Ostatnio pochłaniałam książki Beaty Pawlikowskiej.
Moje obserwacje całkowicie pokrywają się z jej! 
Nota bene uwielbiam jej styl pisania – pisze z łatwością i z humorem.
Najważniejsze jednak są jej wnioski, wiedza, doświadczenie! 
Autorka dzieli się tym, co wie, czego się uczy, czego doświadcza na sobie – jeżeli ktoś ma takie efekty, że w wieku ponad 50 lat wygląda niezwykle młodo, że nie wie co to wizyta u lekarza, że czuje się świetnie i świetnie wygląda – to warto brać przykład :)

Czy wiesz, że w genach mamy zapisane, że możemy żyć od 120 do 140 lat!
To dopiero! Cieszyć się cudownym życiem przez tak długi czas!
W zdrowiu oczywiście :) 
Kto chętny?


Zupa na pieczonych korzeniach



Składniki:

15 marchewek
4 pietruszki
1 seler (średni)
½ główki kapusty
1 por
2 cebule
1-2 suszone borowiki
5 suszonych śliwek
garść jagód goji
garść suszonej żurawiny
kawałek przekrojonego na pół imbiru
4 liście laurowe
1 łyżeczka ziela angielskiego
1-2 łyżeczki soli
sól, czarny pieprz do smaku
5 łyżek oliwy
4-5 litrów wody

Wykonanie:

Warzywa korzeniowe obieramy, kroimy na połówki, obtaczamy w oliwie, wykładamy na blachę do pieczenia. Warzywa wkładamy do rozgrzanego piekarnika 200-220 stopni na ok. 30 minut, aż warzywa się przypieką (pilnuj, spalone się nie nadadzą :)
Upieczone warzywa z pozostałymi składnikami przekładamy do dużego garnka, zalewamy 4-5 litrami wody i gotujemy ok. 90 minut. Dopraw przed podaniem.

Zupkę podawaj z tym, co lubisz. Sprawdzi się komosa ryżowa, kasze różnorakie, domowy makaron - polecam na mące pełnoziarnistej :)

Na zdrowie!

czwartek, 5 maja 2016

12 powodów, dla których warto jeść szpinak






1.       Wykazuje właściwości antynowotworowe
(zasługa beta-karotenu, witaminy C oraz luteiny)
2.       Chroni przed miażdżycą
(zasługa beta-karotenu, witaminy C oraz luteiny)
3.       Obniża podatność na stres
(dzięki zawartości magnezu)
4.       Zapobiega bólom głowy
(dzięki zawartości magnezu)
5.       Obniża ciśnienie
(dzięki zawartości potasu)
6.       Reguluje pracę serca
(potas współdziała z magnezem)
7.       Dotlenia nas od wewnątrz
(dzięki zawartości żelaza)
8.       Zawiera kwas foliowy, który wspomaga prawidłowy rozwój noworodka
9.       Wzmacnia kości
(dzięki zawartości witaminy K)
10.   Opóźnia procesy starzenia, dzięki zawartości witaminy E
11.   Obniża cholesterol
(dzięki zawartości witamin z grupy B)
12.   Jest niskokaloryczny



Dziś rozpoczynam mój cykl
100 sprawdzonych przepisów na sukces na stole!
Średnio raz w tygodniu podam Ci mój sprawdzony przepis na udany obiad dla bliskich :)
Dziś pora na przepis numer 1 :)



Makaron ze szpinakiem



Składniki:

makaron tagliatelle
o.5 kg szpinaku
50 g sera np. błękitny lazur
250 gram mascarpone
czosnek
1-2 łyżki masła
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
parmezan (do oprószenia)

Wykonanie:

Na rozgrzaną patelnie wrzucasz masło, gdy się rozpuści dodajesz pokrojony bądź przeciśnięty przez praskę czosnek (wedle uznania, ja używam 3 ząbków). Oprószasz szczyptą soli i podsmażasz do 14 sekund (złota zasada mojego ulubionego Ricka Steina), następnie dodajesz szpinak (chętnie używam świeżego, w całych liściach). Mieszam liście do momentu aż zwiędną, co dzieje się względnie szybko – zależy mi, żeby szpinaku nie podgrzewać za długo. Następnie kruszę ser z niebieską pleśnią (lubimy błękitny lazur). Mieszam aż się rozpuści i dodaję serek mascarpone – cały czas delikatnie acz zdecydowanie mieszając. Na koniec doprawiam do smaku solą (z tą ostrożnie, bo już soliłyśmy czosnek, a i lazur jest słony), pieprzem i gałką muszkatołową.
Gotowe!
W między czasie gotuję makaron. Jak zrobić to dobrze?
Gotujemy wodę w dużym garnku, wystarczy tyle by zakryło makaron.  Gdy woda się zagotuje, w tym momencie solę ją (używam w mojej kuchni soli himalajskiej). Następnie wrzucam makaron. Sprawdź czas gotowania na opakowaniu, ja zawsze robię próbę w trakcie i przed czasem – lubimy, gdy makaron stawia lekki opór pod zębami (al dente).
Jak podawać?
Podawać od razu. Na talerz nakładam sos ze szpinakiem, na to świeżo (najlepiej z wody) makaron, całość posypuję świeżo startym parmezanem.

Voila!


Na zdrowie!





czwartek, 21 kwietnia 2016

Zaskakujący smak kapusty



(..) Niech rozsądzi nas kapusta!
Co, kapusta?! Głowa pusta?! (..)




Każdy z wierszem Brzechwy się zetknął. My regularnie czytamy jego wiersze. Co więcej – znamy niektóre na pamięć! :) Są dobrze napisane pod względem rymów, ale pod względem treści już bym polemizowała. Czy Brzechwa o kapuście wiedział to, o czym Ci zaraz napiszę? Hmm, tego nie wiem. Przypuszczam, że gdyby miał takie informacje z pewnością wiersz brzmiałby inaczej! Coś bardziej w stylu:

(..) Niech rozsądzi nas kapusta
Ta doprawdy jest bogata!

Moc witamin nosi w sobie
By pomagać co dzień Tobie

Co Ci dają witaminy?

Chronią Cię i wspomagają
I ogromne wsparcie dają!

To prawdziwa jest królowa!
Ma moc w sobie
Niech więc ona się wypowie :)

:)

W sumie tak to powinno mniej więcej brzmieć, bo dzieci poznając wiersz Brzechwy automatycznie mają instalacje, że kapusta to głowa pusta. A przecież jest zupełnie inaczej!
A tak już całkiem serio :)
Witaj po dłuższej przerwie!
Gdy zaczynałam prowadzić bloga założyłam sobie, że będę robić wpis raz w tygodniu.
Ostatnie tygodnie miałam trochę przerwy. Za dużo tematów do ogarnięcia w jednym czasie :)
 Lubię, jak się dużo dzieje, jednak ogarnąć czasowo rozkręcanie biznesu, realizowanie zamówień Klientów, a ponadto (a może przede wszystkim) bycie menadżerem domu, mamą, żoną – wszystko to jest pasjonujące i.. czasochłonne :)
Tak więc wpisy na bloga będę robić, jednak bez presji – co jakiś czas będę się z Tobą dzielić tym, co wiem, tym czego się dowiaduję, co sprawdzam na sobie i oczywiście zawsze podrzucę Ci mój sprawdzony przepis na fajne danie :)
Dziś mam dla Was temat zaskakujący – jak smak tego, o czym chce napisać – kotlety z kapusty!
Jadłaś/jadłeś?
To odkrycie ostatnich miesięcy, od tego czasu robię je w miarę regularnie :)
My smak kapusty lubimy i cenimy jej właściwości zdrowotne. Jemy ją pod różnymi postaciami, a odkąd mamy wolnoobrotową wyciskarkę to nawet kapustę pijemy! :) Mniam!
Wiem, że zdania na jej temat są podzielone.
A sam zapach gotującej się kapusty może nieco odstraszyć (to za sprawą siarki, która się w niej znajduje – a to ona wpływa tak pozytywnie na wygląd włosów, skóry i paznokci:)
Mam dziś dla Ciebie kilka ciekawych informacji na temat tej zielonej główki oraz sprawdzony, godny polecenia przepis.
Wiesz, że kapusta jest uważana za prawdziwą bombę witaminową? Wiesz, przeczytałaś/eś w moim wierszu ;) Kapusta ma dużo witamin, mikroelementów, a przy tym jest niskokaloryczna. Kapusta świeża, kiszona – warto jeść i jedną i drugą.
Sok wyciśnięty ze świeżej kapusty ma zaskakujący smak i doskonale wspiera organizm w walce z anginą! Kilka innych właściwości: wspiera odporność, zapewnia piękne włosy, skórę i paznokcie, zapobiega obrzękom i anemii, leczy choroby stawów, guzy..
A to nie wszystko! Z pewnością, gdy zgłębisz temat znajdziesz kilka innych dobrodziejstw płynących z jedzenia kapusty czy picia soku z niej :)
Tymczasem pora na przepis!


Kotlety z kapusty

Składniki:

1 mała kapusta
2-3 ziemniaki
2 cebule
1-2 jajka
otręby
ziarna sezamu
bułka tarta
sól, pieprz, koperek, pietruszka


Wykonanie:

Kapustę gotujemy w całości ok 5 minut, zmieniamy wodę, obgotowaną kapustę kroimy na ćwiartki (pozbawiając ją twardego wnętrza popularnie zwanego głąbem) i gotujemy z przyprawami do miękkości. Razem z kapustą możemy ugotować ziemniaki w koszulkach (ja gotuję na parze w całości). Cebulki drobno pokrojone podsmażam na ulubionym tłuszczu. Ugotowaną kapustę blenderuję razem z ziemniakami (wodę, w której gotowała się kapusta za drugim razem wykorzystuję do zupy). Następnie dodaję cebulkę, jajko, bułkę tartą (najlepiej domowej roboty, wówczas wiesz co jesz), przyprawy, jak mam to zieleninkę i całość mieszam. Otręby dodaję w zależności od konsystencji. Gdy ta jest idealna formuję kulki, obtaczam je w bułce tartej, otrębach i sezamie i wykładam na rozgrzany tłuszcz. Smażenie trwa chwilę, zrumieniam z dwóch stron i gotowe!
Podaję różnie, z sosem pomidorowym, z kromką pełnoziarnistego chleba, z sałatką – przy czym kotlet solo jest wyborny :)
Fajne są również na zimno.

Na zdrowie!



czwartek, 3 marca 2016

Parabeny - powszechnie występujące a szkodliwe

Witaj Tropicielu :)

Dziś postanowiłam zachęcić Cię do dyskusji (zachęcam do pozostawienia komentarzy). Jeżeli będzie to tylko refleksja – to też dobrze. A jeśli sprawię, że coś zmienisz wokół siebie – to sukces!

Jak już zdążyłeś się zorientować, moje wpisy dotyczą głównie zdrowia.
Moje rozwojowe podejście do życia przekłada się na każdą dziedzinę. Dziś poruszę temat, który dotyczy nas wszystkich. Jest to bliski mi temat, bo składom produktów przyglądam się już od dłuższego czasu – powoli eliminując dotychczas używane produkty i zastępując je nowymi, zdrowszymi.

Produkty kosmetyczne, higieniczne, pielęgnacyjne - każdy z nas ich używa!
Ale czy każdy czyta etykiety? Interesuje się czym są tajemniczo brzmiące składniki
o trudnych nazwach? Zamieszczone na dole opakowania większości z produktów, w dodatku tak maleńką czcionką, że do ich rozczytania potrzebna często jest lupa!

Do tego wpisu zachęcił mnie raport francuskiej organizacji konsumenckiej (UFC-Que Choisir), który pojawił się w prasie kilka dni temu. Słyszałeś o nim?

Organizacja ta opublikowała listę 185 znanych marek kosmetycznych (większość z nas używa ich na co dzień), które zawierają substancje szkodliwe dla zdrowia!
Wszystkie te produkty na szeroką skalę dostępne są dla wszystkich, w każdym sklepie/drogerii itp.

Jeśli jesteś ciekaw to koniecznie zajrzyj pod ten link:

Parabeny, methylisothiazolinona, filtr etyloheksylo-metoksycynamonian, fenoksyetanol itd. Język można „połamać” na niektórych nazwach;)  Substancje te odpowiedzialne są za alergie, zaburzenia gospodarki hormonalnej, zwiększają zachorowania na raka i dużo innych. Wymieniać dalej?

Jestem szczęśliwa, że pojawiają się takie informacje. To ważne, bo dotyczy tak ważnego
i cenionego przez wszystkich zdrowia i bezpieczeństwa!

Ja zmieniam. Jest to proces, ale małymi krokami do przodu. Obecnie wzięłam pod lupę wszystkie produkty, które używamy w domu. Idą zmiany, bo ja nie pozostaję obojętna.

Pochwalę Ci się jedną ze zmian. Idąc tropem szkodliwych parabenów postanowiłam pożegnać się z ulubionym antyperspirantem Dove (jest on liście 185 szkodliwych produktów..) i zdobywając ciekawe informacje, poszukując, czytając opinie – zakupiłam ałun potasowy :)



Jak nazwa? Mówi Ci coś? A może znasz i używasz?
Ałun potasowy to naturalny kryształ, minerał górski. Całkowicie pozbawiony zapachu. Składa się z soli mineralnych bezpiecznych dla zdrowia. Posiada właściwości łagodzące
i bakteriobójcze. Ja swój otrzymałam wczoraj, więc dopiero zaczynam testować. Używam go jako antyperspirantu, ale ma znacznie więcej zastosowań!


Być może nie zmienię biegu historii, nie przyczynię się również do rewolucji, ale jeśli zasieję w Tobie ziarenko ciekawości, sprawię impuls do zgłębiania wiedzy – to już będzie mój duży sukces!

Na zdrowie!


środa, 24 lutego 2016

Amore pomidore

Dziś kolej na zupę.

Dlaczego ona? Ponieważ w poprzednim wpisie pisałam Ci o zupach i ich walorach, ale nie podałam żadnego przepisu.
Dzieci bardzo ułatwiły mi zadanie. Na pytanie o jakiej zupce napisać – chóralnie padło: pomidorowa! 
A więc poniżej zdradzę Ci mój przepis na „amore pomidore” (tak nazwaliśmy naszą ulubiona pomidorową).

Nie byłabym sobą, gdybym nie zawarła czegoś ciekawego, a więc ciekawostka.

Generalnie warzywa dobrze jeść na surowo, ale czy wiesz, że są takie, którym bardziej służy obróbka termiczna? Do tej grupy należą m.in. nasze ulubione pomidory.

A co fajnego mają pomidory? Likopen.
Likopen jest naturalnym przeciwutleniaczem.
Co czyni? Zmniejsza ryzyko rozwoju nowotworów! A to ważne.

Nie chcę Cię straszyć o najnowszych raportach WHO w temacie raka.. A może chcesz wiedzieć? Jeśli jesteś ciekawy to napisz w komentarzu.

Udowodnione jest, że likopen jest lepiej przyswajany z takich produktów jak: soki, koncentraty, sosy pomidorowe czy keczup.

Mnie wniosek nasuwa się jeden:  jedz pomidory!
Choć właściwie w kontekście dzisiejszego wpisu lepiej zabrzmi – pij pomidory! :)

Amore pomidore

Składniki:

słoiczek domowej bulionetki
cebula
przecier pomidorowy
1 l soku pomidorowego
pietruszka
bazylia
1-1   ½ wody



Przygotowuję bulion z mojej domowej bulionetki (przepis w poprzednim wpisie „Zupa – temat rzeka”). Robię test smaku; dwie łyżki – próbuję, trzy – próbuję. Do momentu aż smak wyda mi się odpowiedni. Jaki jest odpowiedni dla Ciebie – sam wiesz najlepiej :) Cebulkę krótko podsmażam na oleju kokosowym (jaki wybrać podawałam w wpisie „Dobrodziejstwa orzechem płynące”), a następnie dodaję łyżkę przecieru, ulubiony sok pomidorowy (zachęcam do przygotowywania własnych soków i przecierów). Lubimy delikatnie słodki posmak, więc dodaję również łyżkę miodu (używamy miodów wspomagających odporność od lokalnego, zaufanego pszczelarza). Całość chwilę gotuję na małym ogniu i gotowe! 
Z bulionetką robi się ekspresowo! Dzieci preferują tę zupkę z ryżem lub makaronem, z dodatkiem świeżej pietruszki. Całość zwieńczamy kleksem śmietanki.
Pycha!

Będę wdzięczna jeśli pozostawisz ślad w postaci komentarza :)

Na zdrowie!






czwartek, 18 lutego 2016

Zupa - temat rzeka :)

Witaj podróżniku! Zimno? Dziś coś, co doskonale Cię rozgrzeje w zimie i nie tylko!

Co lepiej przyswaja Twój organizm? Co dłużej pozostawia uczucie sytości? Co się łatwiej trawi?

Oglądałam kiedyś ciekawy program naukowy, gdzie grupa żołnierzy poddana była pewnym obserwacjom.
Połowa żołnierzy dostała obiad w postaci stałej: porcja ziemniaków, warzyw i kawałek ryby. Druga grupa żołnierzy dostała to samo, ale ich danie zostało zmiksowane na zupę. Po dość krótkim czasie żołnierze z pierwszej grupy już byli głodni, natomiast zupełnie inaczej miała się sytuacja u żołnierzy z grupy drugiej - znacznie dłużej czuli się syci.
Brane były pod uwagę odczucia badanych i obraz rentgenowski pokazujący zawartość żołądka.

Wnioski: zupka lepiej syci!
Ponadto jest zdrowa, szybko się ją robi, rozgrzewa i jest smaczna!

Zupy warto jeść.
Ja często je robię. Lubimy je wszyscy :)

Dziś zdradzę Ci mój sekret na udaną zupę, w której brak sztucznych dodatków, glutaminianu sodu i innych wzmacniaczy smaku! Białej soli również (używam różowej soli himalajskiej) i mięsa próżno szukać.

Dlaczego nie używam gotowych kostek rosołowych i innych dostępnych powszechnie w sklepach ulepszaczy?
Wiedza mi na to nie pozwala.
Świadomie używać czegoś, co szkodzi jest po prostu nierozsądne. Natomiast usprawiedliwianie samego siebie stwierdzeniami, że „trochę nie zaszkodzi”, „od czegoś trzeba umrzeć”, itp. – cóż..
Czy muszę to komentować?
  
Dużo czytam na temat jedzenia, odżywiania, śledzę ulubione programy kulinarne.
Dzięki wiedzy z mojej kuchni dawno już z hukiem wyleciała kostka rosołowa, vegeta i inne maggi.
Na początku był to problem – jak sprawić by zupa była dobra, by miała smak i by chciały ją zjeść dzieci?? Długa tu była droga. Metodą prób i błędów. Pierwsze co odkryłam to to, że warzywa muszą iść naprawdę w dużej ilości! I potrzebny jest główny bohater. Dobrze jest warzywa bazowe podsmażyć. Zupełnie odwróciłam kolejność gotowania. To była kompletna transformacja! Rewolucja :) Zabawa :)
Część warzyw gotuję, część podduszam, część blenderuję, część ścieram na tarce itp. Itd.

Dziś podam Ci przepis na domową bulionetkę, która z pewnością podkręci smak każdej zupy!
Potrzebne będą: chęci, składniki i czas :)

Domowa bulionetka

Składniki:
5 sporych marchwi
3 korzenie pietruszki
½ dużego selera
biała część pora
cebula
czosnek
5 pomidorów
przecier pomidorowy
pół łyżeczki imbiru
pół łyżeczki kurkumy
kilka ziarenek pieprzu
kilka ziarenek ziela angielskiego
pół łyżeczki tymianku
pół łyżeczki papryki
4 liście laurowe
4 grzybki suszone
100 g soli himalajskiej
Woda ok. 400 ml

Przyprawy rozgniatamy w moździerzu. Warzywa drobno pokrojone razem z pozostałymi składnikami i przyprawami wkładamy do garnka o głębokim dnie i gotujemy przez około godzinę. Po tym czasie całość blenderujemy i raz jeszcze podgrzewamy. Ja przygotowuję małe słoiczki (ok. 200 g) i porcjuję. Powstaje ok. 6-7 porcji, a jak ostygną to do lodówki. I na tydzień zapas zrobiony :) A jeśli Ty zupę gotujesz rzadziej to zapas bulionetek starczy Ci na dłużej.





Na zdjęciu widać seler naciowy, możesz użyć wymiennie z korzeniem.
Podczas gotowania zupy na 1 litr wody dodaję ok. 5 kopiastych łyżeczek bulionetki.
Polecam Ci próbę smaku, bowiem każdy ma inne oczekiwania :)

A następnym razem może podrzucę Ci przepis na naszą ulubioną zupę? :)

Na zdrowie!





czwartek, 11 lutego 2016

Szuflada – powody do dumy?

Pamiętasz zamienianie nawyków złych na dobre. Małymi krokami. Pisałam o tym w  poprzednim wpisie.
Na dowód dziś zdjęcie mojej kuchennej szuflady (odpowiednio poniżej).
Nie dam zdjęcia sprzed kilku lat, ponieważ nie mam. Choć w pamięci niezatarty obraz jej byłej zawartości..
Niechlubnie piętrzyły się tam sterty: ciasteczek, cukierków, lizaków, gum, żelek.. Słodycz wszelka!

To były czasy braku świadomości.
Mimo, że już wówczas miałam sporo zdrowych nawyków, to jednak równolegle, niejako dwutorowo – szła/biegła niewiedza.. 
Co w uczeniu się jest fajne – nanosisz poprawki i do przodu – na właściwy kurs.  Jeśli dodatkowo masz motywację w postaci dzieci, kogoś chorego w rodzinie, własnych dolegliwości zdrowotnych – gdy Ci zależy, niewiedza ustępuje miejsca wiedzy, zły nawyk zostaje wyparty przez dobry, a wszystko dzieje się szybko!
Masz genialny umysł i doskonałe ciało!
Twój organizm został wyposażony w niezwykłe urządzenie – układ immunologiczny. Ten z kolei, gdy jest prawidłowo odżywiony – zapewnia naszemu ciału doskonałe zdrowie, zwalcza samodzielnie wszelkie dolegliwości – jednym zdaniem – stoi na straży Twojego bezpieczeństwa!

Odżywiasz swój układ immunologiczny?

Jak już wspomniałam dostaliśmy doskonały organizm, nasze ciało – ale ktoś zapomniał dostarczyć instrukcji obsługi..

Ja obsługiwać tę genialną maszynę by służyła nam na długie lata?

Obserwuje co dzieje się wokół mnie, co do kupienia w sklepie, co do zjedzenia na mieście, co dzieci jedzą w szkole, jak ludzie traktują siebie, jak traktują dzieci – dużo przemyśleń, oj dużo.. Czasami  obserwując to wszystko myślę sobie – ludzie!!! Co się z Wami dzieje???? Człowieku! Obudź się!

Brian Tracy mówi – większość z nas prowadzi nieświadome życie, żyjąc z dnia na dzień, jakby we śnie. Wykonują te same – zautomatyzowane czynności, snując się utartymi szlakami, błądząc gdzieś bezmyślnie przez życie..
Zgodzisz się ze stwierdzeniem, że najwięcej niewykorzystanego potencjału znajduje się na cmentarzu?

Błądzimy – szukając właściwej drogi. We wszystkich obszarach. Każdy. A z pewnością zasadnicza, zdecydowana większość..

A Ty jak czujesz? Trzymasz życie za rogi, jesteś Panem swego życia, przyjmujesz wszystko, wyciągasz wnioski, uczysz się i wytrwale dążysz do wytyczonych celów rozsiewając aurę dobroci i pozytywnej energii?

Masz cel?

Być zdrowym, żyć długo – to jest cel! Każdy powinien go mieć na szczycie swej listy celów.

Wszyscy poszukujemy właściwej drogi. Ty i ja. Różnimy się tylko sposobem pokazywania emocji, wrażliwością, świadomością.. Każdy jest na innym etapie, w innym miejscu, każdy robi to po swojemu...

Ja jestem w genialnym momencie!

Taka refleksja:
5 lat liceum plastycznego
5 lat studiów archeologicznych
studia podyplomowe 
Kilkadziesiąt szkoleń, kursów..
Na półce gruba teczka, a w niej gromadzone latami świadectwa, legitymacje, dyplomy, certyfikaty..

Jestem wykształconą osobą, a mimo to widzę, że wielu rzeczy jeszcze nie wiem, dlatego nie poprzestaję - cały czas się uczę :)

Zdrowie – uczyłeś się kiedyś o nim?
Skuteczna komunikacja – był taki przedmiot?
Relacje – ktoś mówił Ci, jak dbać o nie?
Potrzeby – co jest Twoją niezaspokojoną potrzebą?

Dużo by wymieniać. Takie tematy na tej rozwojowej drodze.

Ale wracam do szuflady. Oto ona dziś:


Co w niej? Zgadniesz?



Ta sama – dokładnie ta sama, o której pisałam powyżej!
Czy całe to bogactwo składników odżywczych i zdrowia znalazło się tu w jednym czasie? 
O nie. To był proces. Ten proces trwał. Miesiące. Czytałam, dowiadywałam się, odkrywałam, tropiłam i wprowadzałam! Słoik po słoiku.
Ziarna, orzechy, pestki, strączkowe, kasze.. itd. Itp.

Codziennie jemy chleb, który sama piekę już od przeszło ponad czterech lat! Mój własny, przepełniony ziarnami chleb pieczony na własnoręcznie wyhodowanym zakwasie!
Taki chleb to słuszne podwaliny, to solidny fundament, to podstawa naszego zdrowia!
Jestem dumna z mojej szuflady. Śmieje się do dzieci, że to jest nasz skarbiec – tu są największe skarby ukryte! Dzieci lubią do niej zaglądać i liczyć słoiki :)

A poniżej przepis na mój własny, pieczony co drugi dzień – chleb :)


Chleb na zakwasie

Chleb piekę bez drożdży, używam swojego zakwasu (wyhodowany w listopadzie 2011r.).
Pracę trzeba zacząć od przygotowania zaczynu. Ja robię to wieczorem. Odmierzam ok. 100 gram zakwasu, dodaję ok. 100 gram mąki żytniej typ 2000 oraz ok. 100 ml letniej wody, mieszam. Przykrywam pojemnik talerzem (nie szczelnie) – zostawiam na noc.

Na drugi dzień rano rozpoczynam pracę. 
Podane proporcje wystarczą na dwa bochenki. 
Wielkość keksówki ok. 8x22 cm, wysokość ok.7 cm.
Do miski miksera wkładam: połowę zaczynu, 400 g mąki pszennej typu graham (czasami daję pół na pół z orkiszową, ostatnio eksperymentuję z różnymi mąkami), łyżkę miodu, nasiona słonecznika i dyni, siemię lniane, sezam itp. i zaczynam wyrabiać powoli mieszając. Dolewam stopniowo ciepłą wodę. Ciasto chlebowe ma mieć konsystencję średnio gęstą. Nie może być rzadkie i nie może być zbitą bryłą. Na koniec dodaję łyżeczkę soli (używam himalajskiej).

Blachę wykładam papierem do pieczenia - używam silikonowanego papieru do pieczenia (łatwo odchodzi). Wykładam ciasto. Na całość nakładam torebkę foliową, ciasto ma cieplej i szybciej/lepiej rośnie. Odstawiam na ok. 2 h do wyrośnięcia. Co jakiś czas podglądam, jak rośnie. Może być szybciej, a może być dłużej. Ma podwoić objętość.

Pod koniec wyrastania włączam piekarnik na temperaturę maksymalną (u mnie ok. 250 stopni). Jak jest dobrze zagrzany to wkładam wyrośnięte bochenki, temperaturę zmniejszam do 200 stopni. Bez termoobiegu! Chleb piekę ok. 30 minut


Smacznego!

P.S. Zakwas trzymam w lodówce. Dokarmiam średnio raz na tydzień. Kilka łyżek mąki żytniej, woda w podobnej ilości. Mieszam, przykrywam nie do końca szczelnie i do lodówki.


Tyle w temacie chleba – jeśli masz do mnie pytania – napisz proszę w komentarzach :)

Zacznij O D Ż Y W I A Ć swoje ciało
i obserwuj co się będzie działo!

Na zdrowie!