środa, 24 lutego 2016

Amore pomidore

Dziś kolej na zupę.

Dlaczego ona? Ponieważ w poprzednim wpisie pisałam Ci o zupach i ich walorach, ale nie podałam żadnego przepisu.
Dzieci bardzo ułatwiły mi zadanie. Na pytanie o jakiej zupce napisać – chóralnie padło: pomidorowa! 
A więc poniżej zdradzę Ci mój przepis na „amore pomidore” (tak nazwaliśmy naszą ulubiona pomidorową).

Nie byłabym sobą, gdybym nie zawarła czegoś ciekawego, a więc ciekawostka.

Generalnie warzywa dobrze jeść na surowo, ale czy wiesz, że są takie, którym bardziej służy obróbka termiczna? Do tej grupy należą m.in. nasze ulubione pomidory.

A co fajnego mają pomidory? Likopen.
Likopen jest naturalnym przeciwutleniaczem.
Co czyni? Zmniejsza ryzyko rozwoju nowotworów! A to ważne.

Nie chcę Cię straszyć o najnowszych raportach WHO w temacie raka.. A może chcesz wiedzieć? Jeśli jesteś ciekawy to napisz w komentarzu.

Udowodnione jest, że likopen jest lepiej przyswajany z takich produktów jak: soki, koncentraty, sosy pomidorowe czy keczup.

Mnie wniosek nasuwa się jeden:  jedz pomidory!
Choć właściwie w kontekście dzisiejszego wpisu lepiej zabrzmi – pij pomidory! :)

Amore pomidore

Składniki:

słoiczek domowej bulionetki
cebula
przecier pomidorowy
1 l soku pomidorowego
pietruszka
bazylia
1-1   ½ wody



Przygotowuję bulion z mojej domowej bulionetki (przepis w poprzednim wpisie „Zupa – temat rzeka”). Robię test smaku; dwie łyżki – próbuję, trzy – próbuję. Do momentu aż smak wyda mi się odpowiedni. Jaki jest odpowiedni dla Ciebie – sam wiesz najlepiej :) Cebulkę krótko podsmażam na oleju kokosowym (jaki wybrać podawałam w wpisie „Dobrodziejstwa orzechem płynące”), a następnie dodaję łyżkę przecieru, ulubiony sok pomidorowy (zachęcam do przygotowywania własnych soków i przecierów). Lubimy delikatnie słodki posmak, więc dodaję również łyżkę miodu (używamy miodów wspomagających odporność od lokalnego, zaufanego pszczelarza). Całość chwilę gotuję na małym ogniu i gotowe! 
Z bulionetką robi się ekspresowo! Dzieci preferują tę zupkę z ryżem lub makaronem, z dodatkiem świeżej pietruszki. Całość zwieńczamy kleksem śmietanki.
Pycha!

Będę wdzięczna jeśli pozostawisz ślad w postaci komentarza :)

Na zdrowie!






czwartek, 18 lutego 2016

Zupa - temat rzeka :)

Witaj podróżniku! Zimno? Dziś coś, co doskonale Cię rozgrzeje w zimie i nie tylko!

Co lepiej przyswaja Twój organizm? Co dłużej pozostawia uczucie sytości? Co się łatwiej trawi?

Oglądałam kiedyś ciekawy program naukowy, gdzie grupa żołnierzy poddana była pewnym obserwacjom.
Połowa żołnierzy dostała obiad w postaci stałej: porcja ziemniaków, warzyw i kawałek ryby. Druga grupa żołnierzy dostała to samo, ale ich danie zostało zmiksowane na zupę. Po dość krótkim czasie żołnierze z pierwszej grupy już byli głodni, natomiast zupełnie inaczej miała się sytuacja u żołnierzy z grupy drugiej - znacznie dłużej czuli się syci.
Brane były pod uwagę odczucia badanych i obraz rentgenowski pokazujący zawartość żołądka.

Wnioski: zupka lepiej syci!
Ponadto jest zdrowa, szybko się ją robi, rozgrzewa i jest smaczna!

Zupy warto jeść.
Ja często je robię. Lubimy je wszyscy :)

Dziś zdradzę Ci mój sekret na udaną zupę, w której brak sztucznych dodatków, glutaminianu sodu i innych wzmacniaczy smaku! Białej soli również (używam różowej soli himalajskiej) i mięsa próżno szukać.

Dlaczego nie używam gotowych kostek rosołowych i innych dostępnych powszechnie w sklepach ulepszaczy?
Wiedza mi na to nie pozwala.
Świadomie używać czegoś, co szkodzi jest po prostu nierozsądne. Natomiast usprawiedliwianie samego siebie stwierdzeniami, że „trochę nie zaszkodzi”, „od czegoś trzeba umrzeć”, itp. – cóż..
Czy muszę to komentować?
  
Dużo czytam na temat jedzenia, odżywiania, śledzę ulubione programy kulinarne.
Dzięki wiedzy z mojej kuchni dawno już z hukiem wyleciała kostka rosołowa, vegeta i inne maggi.
Na początku był to problem – jak sprawić by zupa była dobra, by miała smak i by chciały ją zjeść dzieci?? Długa tu była droga. Metodą prób i błędów. Pierwsze co odkryłam to to, że warzywa muszą iść naprawdę w dużej ilości! I potrzebny jest główny bohater. Dobrze jest warzywa bazowe podsmażyć. Zupełnie odwróciłam kolejność gotowania. To była kompletna transformacja! Rewolucja :) Zabawa :)
Część warzyw gotuję, część podduszam, część blenderuję, część ścieram na tarce itp. Itd.

Dziś podam Ci przepis na domową bulionetkę, która z pewnością podkręci smak każdej zupy!
Potrzebne będą: chęci, składniki i czas :)

Domowa bulionetka

Składniki:
5 sporych marchwi
3 korzenie pietruszki
½ dużego selera
biała część pora
cebula
czosnek
5 pomidorów
przecier pomidorowy
pół łyżeczki imbiru
pół łyżeczki kurkumy
kilka ziarenek pieprzu
kilka ziarenek ziela angielskiego
pół łyżeczki tymianku
pół łyżeczki papryki
4 liście laurowe
4 grzybki suszone
100 g soli himalajskiej
Woda ok. 400 ml

Przyprawy rozgniatamy w moździerzu. Warzywa drobno pokrojone razem z pozostałymi składnikami i przyprawami wkładamy do garnka o głębokim dnie i gotujemy przez około godzinę. Po tym czasie całość blenderujemy i raz jeszcze podgrzewamy. Ja przygotowuję małe słoiczki (ok. 200 g) i porcjuję. Powstaje ok. 6-7 porcji, a jak ostygną to do lodówki. I na tydzień zapas zrobiony :) A jeśli Ty zupę gotujesz rzadziej to zapas bulionetek starczy Ci na dłużej.





Na zdjęciu widać seler naciowy, możesz użyć wymiennie z korzeniem.
Podczas gotowania zupy na 1 litr wody dodaję ok. 5 kopiastych łyżeczek bulionetki.
Polecam Ci próbę smaku, bowiem każdy ma inne oczekiwania :)

A następnym razem może podrzucę Ci przepis na naszą ulubioną zupę? :)

Na zdrowie!





czwartek, 11 lutego 2016

Szuflada – powody do dumy?

Pamiętasz zamienianie nawyków złych na dobre. Małymi krokami. Pisałam o tym w  poprzednim wpisie.
Na dowód dziś zdjęcie mojej kuchennej szuflady (odpowiednio poniżej).
Nie dam zdjęcia sprzed kilku lat, ponieważ nie mam. Choć w pamięci niezatarty obraz jej byłej zawartości..
Niechlubnie piętrzyły się tam sterty: ciasteczek, cukierków, lizaków, gum, żelek.. Słodycz wszelka!

To były czasy braku świadomości.
Mimo, że już wówczas miałam sporo zdrowych nawyków, to jednak równolegle, niejako dwutorowo – szła/biegła niewiedza.. 
Co w uczeniu się jest fajne – nanosisz poprawki i do przodu – na właściwy kurs.  Jeśli dodatkowo masz motywację w postaci dzieci, kogoś chorego w rodzinie, własnych dolegliwości zdrowotnych – gdy Ci zależy, niewiedza ustępuje miejsca wiedzy, zły nawyk zostaje wyparty przez dobry, a wszystko dzieje się szybko!
Masz genialny umysł i doskonałe ciało!
Twój organizm został wyposażony w niezwykłe urządzenie – układ immunologiczny. Ten z kolei, gdy jest prawidłowo odżywiony – zapewnia naszemu ciału doskonałe zdrowie, zwalcza samodzielnie wszelkie dolegliwości – jednym zdaniem – stoi na straży Twojego bezpieczeństwa!

Odżywiasz swój układ immunologiczny?

Jak już wspomniałam dostaliśmy doskonały organizm, nasze ciało – ale ktoś zapomniał dostarczyć instrukcji obsługi..

Ja obsługiwać tę genialną maszynę by służyła nam na długie lata?

Obserwuje co dzieje się wokół mnie, co do kupienia w sklepie, co do zjedzenia na mieście, co dzieci jedzą w szkole, jak ludzie traktują siebie, jak traktują dzieci – dużo przemyśleń, oj dużo.. Czasami  obserwując to wszystko myślę sobie – ludzie!!! Co się z Wami dzieje???? Człowieku! Obudź się!

Brian Tracy mówi – większość z nas prowadzi nieświadome życie, żyjąc z dnia na dzień, jakby we śnie. Wykonują te same – zautomatyzowane czynności, snując się utartymi szlakami, błądząc gdzieś bezmyślnie przez życie..
Zgodzisz się ze stwierdzeniem, że najwięcej niewykorzystanego potencjału znajduje się na cmentarzu?

Błądzimy – szukając właściwej drogi. We wszystkich obszarach. Każdy. A z pewnością zasadnicza, zdecydowana większość..

A Ty jak czujesz? Trzymasz życie za rogi, jesteś Panem swego życia, przyjmujesz wszystko, wyciągasz wnioski, uczysz się i wytrwale dążysz do wytyczonych celów rozsiewając aurę dobroci i pozytywnej energii?

Masz cel?

Być zdrowym, żyć długo – to jest cel! Każdy powinien go mieć na szczycie swej listy celów.

Wszyscy poszukujemy właściwej drogi. Ty i ja. Różnimy się tylko sposobem pokazywania emocji, wrażliwością, świadomością.. Każdy jest na innym etapie, w innym miejscu, każdy robi to po swojemu...

Ja jestem w genialnym momencie!

Taka refleksja:
5 lat liceum plastycznego
5 lat studiów archeologicznych
studia podyplomowe 
Kilkadziesiąt szkoleń, kursów..
Na półce gruba teczka, a w niej gromadzone latami świadectwa, legitymacje, dyplomy, certyfikaty..

Jestem wykształconą osobą, a mimo to widzę, że wielu rzeczy jeszcze nie wiem, dlatego nie poprzestaję - cały czas się uczę :)

Zdrowie – uczyłeś się kiedyś o nim?
Skuteczna komunikacja – był taki przedmiot?
Relacje – ktoś mówił Ci, jak dbać o nie?
Potrzeby – co jest Twoją niezaspokojoną potrzebą?

Dużo by wymieniać. Takie tematy na tej rozwojowej drodze.

Ale wracam do szuflady. Oto ona dziś:


Co w niej? Zgadniesz?



Ta sama – dokładnie ta sama, o której pisałam powyżej!
Czy całe to bogactwo składników odżywczych i zdrowia znalazło się tu w jednym czasie? 
O nie. To był proces. Ten proces trwał. Miesiące. Czytałam, dowiadywałam się, odkrywałam, tropiłam i wprowadzałam! Słoik po słoiku.
Ziarna, orzechy, pestki, strączkowe, kasze.. itd. Itp.

Codziennie jemy chleb, który sama piekę już od przeszło ponad czterech lat! Mój własny, przepełniony ziarnami chleb pieczony na własnoręcznie wyhodowanym zakwasie!
Taki chleb to słuszne podwaliny, to solidny fundament, to podstawa naszego zdrowia!
Jestem dumna z mojej szuflady. Śmieje się do dzieci, że to jest nasz skarbiec – tu są największe skarby ukryte! Dzieci lubią do niej zaglądać i liczyć słoiki :)

A poniżej przepis na mój własny, pieczony co drugi dzień – chleb :)


Chleb na zakwasie

Chleb piekę bez drożdży, używam swojego zakwasu (wyhodowany w listopadzie 2011r.).
Pracę trzeba zacząć od przygotowania zaczynu. Ja robię to wieczorem. Odmierzam ok. 100 gram zakwasu, dodaję ok. 100 gram mąki żytniej typ 2000 oraz ok. 100 ml letniej wody, mieszam. Przykrywam pojemnik talerzem (nie szczelnie) – zostawiam na noc.

Na drugi dzień rano rozpoczynam pracę. 
Podane proporcje wystarczą na dwa bochenki. 
Wielkość keksówki ok. 8x22 cm, wysokość ok.7 cm.
Do miski miksera wkładam: połowę zaczynu, 400 g mąki pszennej typu graham (czasami daję pół na pół z orkiszową, ostatnio eksperymentuję z różnymi mąkami), łyżkę miodu, nasiona słonecznika i dyni, siemię lniane, sezam itp. i zaczynam wyrabiać powoli mieszając. Dolewam stopniowo ciepłą wodę. Ciasto chlebowe ma mieć konsystencję średnio gęstą. Nie może być rzadkie i nie może być zbitą bryłą. Na koniec dodaję łyżeczkę soli (używam himalajskiej).

Blachę wykładam papierem do pieczenia - używam silikonowanego papieru do pieczenia (łatwo odchodzi). Wykładam ciasto. Na całość nakładam torebkę foliową, ciasto ma cieplej i szybciej/lepiej rośnie. Odstawiam na ok. 2 h do wyrośnięcia. Co jakiś czas podglądam, jak rośnie. Może być szybciej, a może być dłużej. Ma podwoić objętość.

Pod koniec wyrastania włączam piekarnik na temperaturę maksymalną (u mnie ok. 250 stopni). Jak jest dobrze zagrzany to wkładam wyrośnięte bochenki, temperaturę zmniejszam do 200 stopni. Bez termoobiegu! Chleb piekę ok. 30 minut


Smacznego!

P.S. Zakwas trzymam w lodówce. Dokarmiam średnio raz na tydzień. Kilka łyżek mąki żytniej, woda w podobnej ilości. Mieszam, przykrywam nie do końca szczelnie i do lodówki.


Tyle w temacie chleba – jeśli masz do mnie pytania – napisz proszę w komentarzach :)

Zacznij O D Ż Y W I A Ć swoje ciało
i obserwuj co się będzie działo!

Na zdrowie!





czwartek, 4 lutego 2016

Dobrodziejstwa orzechem płynące

Witaj tropicielu zdrowia J

Postanowiłam sobie, że wpis na moim odkrywczo – rozwojowym blogu będzie pojawiał się raz
w tygodniu.
Jeśli macie swoje przemyślenia, spostrzeżenia, wiedzę, obserwacje w podejmowanym temacie – bardzo Was proszę zostawiajcie poniżej komentarze.
Jestem zdecydowaną zwolenniczką zgłębiania tematu, jeśli mnie coś zainteresuje to czytam, szukam, poszukuję, dowiaduję się. Nawet jeśli podczas czytania kolejnych artykułów, książek -   trafiam na coś, co już wiem – to nie poprzestaje – zgłębiam nadal. Nieustannie trafiam na temat, który mnie zaskakuje bądź zadziwia i to jest dla mnie nagroda – lubię wiedzieć, lubię to miłe uczucie, gdy wiem, że przygotowuję dla moich bliskich zdrowy posiłek. A nie jest to tak oczywiste – wiem, co mówię – bacznie obserwuje.

Co jest ważne dla Ciebie?

Skoro czytasz ślady moich poszukiwań tzn. że prowadzisz świadome życie, doceniasz zdrowie, bo to dzięki niemu jesteśmy w stanie osiągać sukcesy, cieszyć się miłością, żyć!

Dla mnie ważne jest zdrowie i wiem, że się ze mną zgadzasz.
Długo się zastanawiałam, jaki temat podjąć w pierwszej kolejności. Mam tak wiele luźnych zapisków, tropów, tematów, spostrzeżeń czy ciekawostek.
Mój wybór padł na orzecha. Duży i włochaty, trudno się do niego dostać, ale jak już się dostaniesz, to czeka Cię smaczna zawartość. Mowa o kokosie. Osobiście uwielbiam!
Dlaczego podejmuję ten temat? Ponieważ jest rozległy, bliski memu sercu, mam tu sporo obserwacji
i doświadczenia, a za tym bohaterem kryje się całe mnóstwo dobrodziejstw, jakie płynął prosto
z białego środka! Tak więc zapinaj pasy – ruszamy!

Internet, programy kulinarne, konsultanci zdrowia/żywienia – wszyscy zgodnie podają cudowne właściwości oleju kokosowego.
Ja używam go od stosunkowo niedługiego czasu, ale już zdążyłam się nim zachwycić!
A Ty? Jakiego oleju używasz?
Zastanawiałeś się nad tym czym jest rafinacja? Olej tłoczony na zimno? Temperatura dymienia?

Rafinacja = zło dla wszystkich składników odżywczych zawartych w ziarnach z natury.

Rafinacja to szereg procesów, w których olej poddawany jest działaniu wysokiej temperatury, chemikaliów – wszystko to sprawia, że powstały olej jest właściwie pozbawiony wartości odżywczych. Nie ma smaku, koloru, żegnamy się z białkiem, błonnikiem, minerałami i witaminami. Natomiast powstały płyn – wyjałowiony „olej” -  nadaje się już tylko do długoterminowego przechowywania i .. tylko do tego.
Dodatkowo niepokojące jest to, że w tak wysokich temperaturach nienasycone kwasy tłuszczowe przekształcają się w syntetyczne tłuszcze trans.  A te są już dużym zagrożeniem dla naszego zdrowia i życia.

Wiedziałeś o tym?

Wniosek nasuwa się tylko  jeden – podstawowym kryterium przy wyborze oleju powinna być rafinacja, a właściwie to jej brak! Szukaj tylko olejów nierafinowanych, tłoczonych na zimno.
Słusznym wyborem z pewnością jest olej kokosowy. Dlaczego? Poniżej lista argumentów za.

Dobrodziejstwa płynące z nierafinowanego oleju kokosowego m.in.:
- kwasy tłuszczowe w nim zawarte nie odkładają się w organizmie, a zamieniają w energię; przyspiesza przemianę materii
- ma właściwości grzybobójcze i bakteriobójcze, dzięki czemu wspomaga gojenie (wykorzystywany jest w medycynie naturalnej, doskonale radzi sobie z wysypkami, opryszczką, grzybicą, łuszczycą, trądzikiem, egzemą, owrzodzeniami skóry; polecany jest przy AZS (atopowe zapalenie skóry)

- wspomaga odporność (zawiera sporo kwasu laurynowego, który w podobnych ilościach występuje w mleku matki)

- jako kosmetyk doskonale nadaje się do masażu ciała, demakijażu, zamiast kremu, do skóry suchej i pękającej, po opalaniu, do skóry zniszczonej słońcem; do pielęgnacji suchych i zniszczonych włosów
Moja Droga, mój Drogi czy mam pisać o innych korzyściach?! J

- zawiera antyoksydanty, czyli substancje, które są pomocne w zwalczaniu wolnych rodników – cząsteczek, które niszczą białka i DNA. Dzięki usuwaniu wolnych rodników olej kokosowy znacznie ogranicza procesy starzenia się skóry

- wysoka temperatura dymienia (ok. 170 stopni) – dzięki czemu nadaje się do smażenia

- odporność na psucie (otwarty można przechowywać rok)

Ciekawostka: czy wiesz, że rdzenni mieszkańcy wysp Pacyfiku są jednymi z najzdrowszych ludzi na świecie! A wiesz, co stosują od wieków?  Olej kokosowy! Ludziom tym obce są choroby serca, cukrzyca, rak.

Do czego ja używam oleju kokosowego? Do smażenia, jako masło na kanapki, do smarowania ciała -  genialnie nawilża! Potwierdzam właściwości bakteriobójcze – skóra się bardzo szybko regeneruje, spierzchnięte usta, trądzik, wypryski, otarcia, przesuszona skóra – mamy to przetestowane! Dzieci uwielbiają tortille przygotowywaną na oleju kokosowym (przepis poniżej).

Jeśli posiadasz blender bądź wyciskarkę wolnoobrotową to możesz przygotować domowe mleko kokosowe. Można zrobić mleko z wiórek, wiórek z kaszą jaglaną, ze świeżego kokosa. Takie mleko jest doskonałą alternatywą dla mleka krowiego, co my szczególnie doceniamy! Ale to temat na inny wpis J
A zatem – wybierając oleje nierafinowane robisz krok w stronę zdrowia. Do pełni zdrowia trzeba się nieco na-kroczyć. Ale! Małymi kroczkami z pewnością osiągniesz duże rezultaty!
Złe nawyki zamieniamy zdrowymi nawykami. Powoli, ale świadomie i konsekwentnie – to gwarancja sukcesu!

My tak robimy i wiem, że się da J Świadomość sprawia, że niechętnie wyciągam rękę po to co złe, natomiast chętnie sięgam po zdrowe produkty. Świadomy konsument – to wymagający konsument! Sam najlepiej zatroszczysz się o zdrowie swoje i swoich bliskich.

Wg Ajurwedy
na swoje ciało nie nakładaj niczego, czego nie można zjeść
Mniam!


Kokosowa tortilla

(porcja dla 3-4 osób)
Potrzebujesz:
ok. 5 średniej wielkości ziemniaków
5 jajek
Sól, pieprz
Olej kokosowy




Ziemniaki pokrojone w średniej grubości plasterki podsmażam na rozgrzanym oleju, delikatnie doprawiam (wedle uznania), gdy ziemniaki się zarumienią dodaję roztrzepane jajka. Całość przykrywam pokrywką i czekam kilka minut, aż jajka się zetną.
Szybko i smacznie J
Możesz stosować różne proporcje jajek i ziemniaków, możesz dodać zieleninę, ulubione przyprawy, rybę – nic Cię nie ogranicza!
Ziemniaki przysmażone na oleju kokosowym mają niepowtarzalny smak. Próbowałam na innych olejach, ale kokosowy w tym daniu zdecydowanie na prowadzeniu!


Jaki olej Ty stosujesz? Każdy z Was ma pewnie swoich faworytów, piszcie w komentarzach, które oleje są Waszym zdaniem warte uwagi.
P.S. Jeśli jesteście ciekawi, jak ja robię moje mleko kokosowe, proszę o wpis w komentarzach :)

Na zdrowie!